
MNEMOTECHNIKA NA USLUGACH HABITUSU
Malarstwo w dobie cyfrowej reprodukcji nie posiada już obowiązku zdawania miary z siebie oraz z
widzialnego świata. Z drugiej znów strony jest faktem, że constans rzeczywistości — jako
współczynnik świata przedstawionego — stał się istotnym aspektem najnowszych praktyk
malarskich. Prezentowana ostatnio w Otwartej Pracowni wspólna wystawa Siergieja Czajki i
Grzegorza Sztwiertni pokazuje, że medium to nie musi respektować jedynie wymogu reprezentacji
dla siebie samej, niekoniecznie też chodzi w nim o monotematyczną zabawę cytatami aIbo
kliszami, choć tych ostatnich akurat tutaj nie brakuje. Projekt Ćwiczenia mnemotechniczne—
jakkolwiek krąży wokół idei przedstawienia — nie jest biernym, odtwórczym pokazywaniem
„sztukaterii" realności. Stanowi natomiast repetycję i dekonstrukcję działań, które na co dzień
każdy z nas wykonuje machinalnie. W końcu rzadko kiedy zastanawiamy się nad mechanizmami i
fizjologia ludzkiej aktywności. Stawiamy kroki czy otwieramy rano oczy nie uruchamiając specjalnie
w tym celu toku myślenia. Zwykle dzieje się to samowiednie. Jednak posługiwanie się pamięcią, a
co więcej — uruchamianie mnemotechnicznych procedur — okazuje się być zabawą stricte
kulturową, związaną nie tyle z samym Umysłem, co z świadomością, będącą jego bricoleurską
wykładnią. Ona właśnie przysparza nam udręk i radości związanych z potrzebą kreowania
przestrzeni mitu czy sztuki, zawiaduje światem naszych cierpień i pożądań.
Wystawa Siergieja Czajki i Grzegorza Sztwiertni penetruje i diagnozuje kondycję oraz potencję
„sztuki" zapamiętywania, która dość zadziwiająco na pierwszy rzut okaz wpisuje się w „anty—
sztukę" zapominania. Jest ona wreszcie namysłem nad rządzącym naszym światem relatywizmem
miar i ocen. Zarówno zapamiętywanie jak i zapominanie stanowią część naszego sposobu
pojmowania i konstruowania świata (w tym także jego przedstawień), razem także tworzą pewien
szerszy, antropologiczny kompleks, który stał się punktem orientacyjnym i modus procedendi
„Ćwiczeń mnemotechnicznych”. Obaj artyści czynią więc w ich ramach coś w rodzaju poznawczej, w
ale też i pedagogicznej gry, mającej odsłonić kuIisy procesu funkcjonowania pamięci. Aspekt ten,
nawiasem mówiąc, był już wcześniej obecny w pracach Grzegorza Sztwiertni, żeby tylko
przypomnieć jego projekt Farbenlehre, gdzie krakowski artysta zaprezentował kolorowe maty
gimnastyczne, które miały służyć do ćwiczeń neoplastycznych zgodnie z „algorytmem" Mondriana.
Jego najnowszy projekt jest w swej warstwie propedeutycznej kontynuacją poprzednich
doświadczeń, które wówczas jednak były prowadzone w domenie wzroku i widzenia. Tym razem,
wraz z młodym ukraińskim artystą (nota benejego studentem) proponuje odbiorcy dydaktykę,
która ma służyć analizie i ćwiczeniom z gramatyki oraz strategii pamięci. Jej unaoczniony fenomen
staje się tutaj osią scalająca ideę przedstawiania tego, co minione.
Siergiej Czajka pokazuje na wystawie film wideo oraz obrazy powstałe w ramach cyklu Widokówki.
Łączy je podbarwione nostalgią „emitowanie" kadrów z dzieciństwa, pokazanych za pośrednictwem
marzenia, które tutaj reprezentują wyimki z kolekcji pocztówek oraz postać Iotnika. Marzenie jest
tu jednak procedurą nie pozbawioną dystansu i ironii, co poświadczają — wyblakłe jak pożółkłe
kartki kalendarza — symbole radzieckiego lotnictwa i pomykające niebem samoloty.
Inaczej czyni Sztwiertnia. Co prawda jego obraz olejny, zatytułowany 1500 kalorii (Martwa natura),
również znajduje swą źródłowość w fotografii (przedstawiającej dzienną porcję żywnościową
więźnia z obozu w Oświęcimiu) i podobnie jak Czajka penetruje świat totalitaryzmu, jednak praca
ta wchodzi w konceptualną grę z innymi komponentami. A są to: „przemalowany" na płótnie
szyfrogram więźniów (dotyczący tej właśnie problematyki), cykI białych kartek i obrazów
zatytułowanych Mniej więcej, a także zestaw fotografii zaaranżowanego już wnętrza galerii.
Zdjęcia, zblokowane w jednym pasie, pokazane są w formie obiektu na posadzce i pokryte
zniekształcającym „optykę" zbrojonym szkłem. Wszystkie te prace łącznie zdają się być wyrazem
konstatacji dynamiki i fluktuaIności naszej percepcji. Rzecz jasna, u Sztwiertni nie pośredniczy
emotywność ‘marzenia', ale raczej ‘dreszcz' i poetyka strachu. Swoją drogą, jak zresztą podkreślał
sam autor na wernisażu, wyjściowe dlań było pytanie o możliwość aktualizacji i dokumentalizacji
przeszłości. Przysłowiowym węzłem gordyjskim staje się więc tutaj obliczaIność i nieobliczalność
ludzkiej pamięci, a także próba zmierzenia się z jej marginesem błędu, skalą zapośredniczenia i
przybliżenia przedmiotu, a wreszcie z jego fenomenologicznym i semiotycznym statusem. Ten dukt
myślenia w jakiś sposób nasuwa skojarzenia z refleksją Barthesa na temat Śmierci i nowej formy
obrazu(1), która jest reperkusją spostrzeżenia, że chociaż nie ma tego tutaj[...] to naprawdę
było(2). I jakkolwiek rozważania Barthesa odnoszą sie przede wszystkim do fotografii, można te
dociekania rozwinąć o problematykę obrazu i reprezentatywności reprezentacji. Dotyczy to zresztą
obu artystów. Jeśli — w przypadku Czajki — problematykę studium współtworzą dzieciństwo
spędzone w imperialnym „muzeum" i sen o potędze, zaś u Sztwiertni to racje żywnościowe w
fabryce śmierci (co trąci już dychotomią), to w pracach ich obu — posiłkując się dalej Barthesowską
terminologią — mamy zbieżne punctum. Jest nim bezsprzecznie czas i algorytm pamięci.
Przywołane z niej obrazy nie są wszakże ani re-trospekcją ani re-miniscencją, lecz raczej ewokacją
naszego aktualnego, teraźniejszego postrzegania historii — w jej zbiorowym jaki indywidualnym
wymiarze. W tym też sensie nie są one próbą re-mitoIogizacji, aIe dzieje się dokładnie na odwrót.
Wszystko rozgrywa się zgodnie z prawidłami sztuki i rzemiosła — obrazy zmierzają ku mitoIogizacji
faktów, czasu i przedstawienia. Stąd możemy wnosić, że tytułowe mnemotechniczne ćwiczenia są
już a priori skazane na porażkę. Czy zatem implozja sensu daje asumpt do odrzucenia idée fixe?
Bynajmniej. Okazuje się bowiem, że artystyczne zabiegi, chociaż nie wskazują bezpośrednio na
źródło i źródłowość, to jednak ujawniają potrzebę ich istnienia i samo funkcjonowanie w
krwiobiegu „dzieła". Prace Sztwiertni i Czajki po raz kolejny udowadniają tezę, że historia jest
archiwum funkcjonującym na tyle, na ile jest ona żywa w nas samych, a w tym wypadku — na ile i
w jaki sposób biblioteka ta może poprzez swą jednostkowość odsłaniać swe bardziej uniwersalne
mechanizmy. Zaprezentowane na wystawie obrazy są rekonstrukcją cienia i — jak każda
rekonstrukcja — odzwierciedlają relatywizm naszego postrzegania, które podlega subiektywizacji i
wybiórczości. Możemy się jednak krzepić bądź cieszyć ich stylem, manierą czy użądIeniem. Przy
okazji Sztwierthia pokazuje, że chyba bliskie jest mu bardzo malarstwo Luca Tuymahsa, choć prace
krakowskiego artysty są wyraźnie bardziej udramatycznione. Pewna ich stylistyczna zbieżność oraz
— jak dzieje się w tym właśnie projekcie — wspólna im penetracja problematyki hoIocaustu może
mieć charakter czysto przypadkowy. Ponieważ Sztwiertnia jest artystą od lat konsekwentnie
zmierzającym własną drogą, o wyraźnie ukształtowanych i nieco estetyzujących gustach,
przemyślanym przesłaniu i świetnym warsztacie, nie można się czepiać o powinowactwa. Fakt, że
cytuje podobne klisze estetyczne, co beIgijski artysta, niczego nie dowodzi poza tym, że wszyscy
dziś żyjemy w świecie przenikających się transmisji i obrazów. Z drugiej znów strony istotnym, bo
odróżniającym od Tuymansa, wymiarem jego najnowszej realizacji jest konceptualizacja dyskursu,
zwłaszcza zaś wątek zanikających i migoczących przedstawień.
Cała właściwie wystawa traktuje o wybiegach i forteIach, jakie czyni Iudzki habitus, by zawładnąć
Mnemozyne. Świadczy o tym dobitnie film Siergieja Czajki. Historia jest tu praktyką dyskursywną
potraktowaną pastiszowo i zabawowo. Sam autor wciela się w Iotnika z dziecięcych marzeń. Heros,
zaprezentowany w ironiczno—nostalgicznej aurze, staje się figurą „ja", którego moc sprawcza
balansuje między rewirami czasu i marzenia. Sztuka nie musi ich rehabilitować ani ocaIać, choć
może przypominać o tym, co się wydarza. Pamięć okazuje się być gestem, który trzeba odnaleźć i
powołać.
Przypisy
1. por. Barthes R., Światło obrazu. Warszawa 1996, s. 156 i in.
2.1bidem, s. 195.
Roman Lewandowski